Dzisiaj święciliśmy potrawy wielkanocne. Wierni przynosili je do kościoła w przystrojonych na różne sposoby koszyczkach. Małe czy nieco większe zawierały tradycyjnie pisanki, jajka, babeczki drożdżowe i jeszcze kilka dodatków typu sól, laska chrzanu, jakiś kolorowy owoc.
Przed wojną, kiedy była jeszcze dzieckiem nie chodziło się do kościoła ze święconką - wspominała mi mama.
Koszyk z potrawami do poświęcenia zanosiło się do zaprzyjaźnionych sąsiadów Oleszkiewiczów, a ksiądz Łaskawski przyjeżdżał i je święcił. Przynosili tam również inni sąsiedzi, m. in. rodzina Szczęsnych.
Babcia umiała malować pisanki za pomocą wosku, malowała jaja za pomocą naturalnych barwników.
Mama z innymi dzieciakami czasem przez wiele godzin szalała na drodze i wyczekiwała na horyzoncie księdza. Czasem któreś z dzieciaków krzyknęło 'jedzie!' i wtedy wszyscy się podrywali, a potem okazało się, że to nie ksiądz, ale ktoś inny nadjeżdżał od strony Brzyskiej Woli.
Oczekiwano wówczas powracającego księdza z Wólki Łamanej czy Brzyskiej Woli, ks. Ignacy Łaskawski święcił tam potrawy. Brzyska Wola i Wólka Łamana należały do parafii Tarnawiec. Ksiądz jeździł do tych wsi z misją święcenia potraw, ale najprawdopodobniej wstępował tylko do niektórych domów. Większość parafian targała do kościoła święconkę i to w olbrzymich koszach, przetakach a nawet płachtach zawieszonych na plecach.
zobacz też:
Turki - straż grobowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz